Klwów – wieś w Polsce położona w województwie mazowieckim, w powiecie przysuskim. Nazwa Klwów pochodzi od szlaku prowadzącemu do Lwowa - ku Lwowu. Miasto Klwów zostało założone w roku 1413 na mocy przywileju króla Władysława Jagiełły, przywilej ten dawał również prawo do organizowania targów raz w tygodniu i jarmarków 2 razy do roku. W 1662 roku we Klwowie mieszkało 370 mieszkańców w 36 domach. W 1743 Klwów dostał pozwolenie na warzenie piwa. W 1827 roku we Klwowie mieszkało 898 osób oraz stało 80 domostw. W tamtym okresie mieszkańcy trudnili się przy wyrobie sukna, kożuchów i pończoch. Klwów stracił prawa miejskie w 1864 w wyniku "ukazu carskiego".
Nad strumieniem znajdują się pozostałości grodziska z XIIIw. oraz wzniesionego na jego miejscu na przełomie XV i XVIw. dworu obronnego.
Legenda o Janku Muzykancie i jego dwunastu lwach
Las grzmiał! Srogi ryk rozjuszonej bestii niósł się szerokim echem wśród drzew, docierał do najdalszych zakątków, a wraz z nim unosiła się nad ziemią dusząca woń siarki, aż strwożony wieśniak znak krzyża kreślił i szeptał:
- Piekielna bestia!
Potwór szalał. Niszczone ognistymi językami, padały stuletnie drzewa, a płacz i narzekania rozlegały się jak kraina długa i szeroka. Daremnie król słał mężnych rycerzy, by straszliwego potwora ujarzmili, kto żyw opuszczał okolicę, szukając bezpiecznego schronienia. Patrzył na to pastuszek wiejski, Janko, a że nieraz stado na skraju boru pasał, dzikie porykiwania bestii i do niego dochodziły. Przestraszone owce zbijały się wówczas w gromadkę, a on by je uspokoić, wyciągał fujarkę i zaczynał grać na niej rzewne i tęskne melodie. A grał Janko pięknie. Milkły wówczas ptaki, cichł szmer trzcin i tataraków, zasłuchany las nie szumiał, nawet bystry strumień nie pluskał tak jak zwykle. Wszystko, co żyło słuchało Jaśkowej muzyki. Wraz z rzewnymi tonami błogość i spokój spływały na udręczoną krainę. I zdarzyło się, że pewnego dnia, gdy Janko, jak zwykle grać zaczął, a łąki i las przycichły zasłuchane, przelatywała nad polaną królowa zwierząt. Urzeczona Jaśkowym graniem wstrzymała swe szybkonogie rumaki i ukryta za gałązkami jaśminu, słuchała cudownej muzyki. A gdy Janko grać skończył, wyszła z ukrycia i rzekła:
- Przeleciałam świat cały wzdłuż i wszerz, a tak rzewnego grania nie słyszałam nigdzie. Piękna jest twoja muzyka, ale i smutna. Czemu, gdy się jej słucha, łzy do oczu napływają, a w sercu gości smutek?
Odparł wtedy Janko:
- Jakże muzyka moja ma być wesołą skoro od paru miesięcy w naszej puszczy bestia ogromna zamieszkała. Jej ryk dniem i nocą spokoju nie daje. Dziki zwierz umknął daleko, a i ludzie zaczynają innego miejsca szukać. Pustoszeją sioła, a tam gdzie dawniej złociło się zboże, zielenieją się chwasty. Jakże zatem moje muzykowanie może być wesołe, kiedy od rana do nocy kraina łzami spływa.
Las grzmiał! Srogi ryk rozjuszonej bestii niósł się szerokim echem wśród drzew, docierał do najdalszych zakątków, a wraz z nim unosiła się nad ziemią dusząca woń siarki, aż strwożony wieśniak znak krzyża kreślił i szeptał:
- Piekielna bestia!
Potwór szalał. Niszczone ognistymi językami, padały stuletnie drzewa, a płacz i narzekania rozlegały się jak kraina długa i szeroka. Daremnie król słał mężnych rycerzy, by straszliwego potwora ujarzmili, kto żyw opuszczał okolicę, szukając bezpiecznego schronienia. Patrzył na to pastuszek wiejski, Janko, a że nieraz stado na skraju boru pasał, dzikie porykiwania bestii i do niego dochodziły. Przestraszone owce zbijały się wówczas w gromadkę, a on by je uspokoić, wyciągał fujarkę i zaczynał grać na niej rzewne i tęskne melodie. A grał Janko pięknie. Milkły wówczas ptaki, cichł szmer trzcin i tataraków, zasłuchany las nie szumiał, nawet bystry strumień nie pluskał tak jak zwykle. Wszystko, co żyło słuchało Jaśkowej muzyki. Wraz z rzewnymi tonami błogość i spokój spływały na udręczoną krainę. I zdarzyło się, że pewnego dnia, gdy Janko, jak zwykle grać zaczął, a łąki i las przycichły zasłuchane, przelatywała nad polaną królowa zwierząt. Urzeczona Jaśkowym graniem wstrzymała swe szybkonogie rumaki i ukryta za gałązkami jaśminu, słuchała cudownej muzyki. A gdy Janko grać skończył, wyszła z ukrycia i rzekła:
- Przeleciałam świat cały wzdłuż i wszerz, a tak rzewnego grania nie słyszałam nigdzie. Piękna jest twoja muzyka, ale i smutna. Czemu, gdy się jej słucha, łzy do oczu napływają, a w sercu gości smutek?
Odparł wtedy Janko:
- Jakże muzyka moja ma być wesołą skoro od paru miesięcy w naszej puszczy bestia ogromna zamieszkała. Jej ryk dniem i nocą spokoju nie daje. Dziki zwierz umknął daleko, a i ludzie zaczynają innego miejsca szukać. Pustoszeją sioła, a tam gdzie dawniej złociło się zboże, zielenieją się chwasty. Jakże zatem moje muzykowanie może być wesołe, kiedy od rana do nocy kraina łzami spływa.
Zadumała się królowa i rzekła:
- Nie dane było rycerzom smoka poskromić, niechaj więc uda się to temu, kto bez miecza i topora czarem swojej muzyki najstraszliwszą bestię pokona. Zabierz jutro skoro świt dwanaście owieczek ze sobą i idź w głąb puszczy. A gdy potwór drogę wam zagrodzi, zacznij grać swe melodie. Resztę zobaczysz!
Zabrał Janko – zgodnie z radą królowej – dwanaście najpiękniejszych owiec, ukrył fujarkę na piersi pod odzieniem i w głąb puszczy ruszył. Dzień i noc wędrował Janko w głąb kniei, a gdy dnia drugiego około południa żar zaczął wzmagać się ogromny, górę przed sobą ujrzał i już zaczął myśleć, z której strony lepiej będzie ją ominąć, gdy nagle ona sama ku niemu ruszyła. Nie góra to bowiem była żadna, ale potwór wśród spalonych i połamanych drzew ukryty. Ryknęła straszliwie zaskoczona bestia, widząc śmiałka tak blisko. Struchlał Janko, szczęściem w porę przypomniał sobie, iż królowa grać mu poleciła. Schwycił drżącymi rękami fujarkę i jął pierwsze tony dobywać. I oto ledwie zabrzmiały, ledwie ich ciche zawodzenie doszło do uszu owiec, gdy dziw stał się nad dziwy. Zdumiony Janko ujrzał, iż jego dwanaście owieczek w lwy potężne się zamienia. Rozległ się ryk, od którego zadrżała ziemia, pokłoniły się drzewa i oto prastara puszcza ujrzała bój srogi, jakiego nigdy przedtem ani potem nie widziała. Ruszyły lwy do walki, poleciały strzępy ziemi i kamieni, zaryczał smok, gdy kły i pazury dosięgły jego boków. A Janko grał i grał. Płynęły tony pieśni nabrzmiałe lękiem i bólem, a w miarę jak zwycięstwo lwów było coraz bliższe, muzyka stawała się coraz weselsza. Żywiej i swobodniej, ochoczo a wesoło płynęły tony melodii. Legł potwór, a gdy Janko grać przestał, zobaczył obok siebie dwanaście owieczek potulnie na niego czekających. Tymczasem w kraju wieść lotem błyskawicy obiegła miasta i miasteczka. Rozesłał król gońców w cztery strony świata, by ogłosili, że śmiałek, który bestię pokonał, powinien stawić się na królewskim dworze. Zebrał Janko swą trzodę i ruszył na zamek. Daremnie jednak do wrót królewskich pukał i straże przekonywał. Śmiechem i urąganiem przepędzono go od wrót pałacu.
- Grajek! Wiejski pastuch! – szydzono. – Ogłosił, że smoka zabił!
Wysłuchał tych docinków Janko, nic jednak nie rzekł, jedynie fujarkę mocniej ścisnął i do wioski powrócił. Mijały dni i miesiące, a Janko, jak dawniej owiec pilnował.
Tymczasem gruchnęła wieść, iż sam król przyjeżdża w pobliskich lasach polować. Śpieszne więc czyniono przygotowania, bowiem nocleg miał wypaść właśnie w Jaśkowej wiosce. I oto, gdy wieczorem sutą ucztę zaczęto, a sam król usiadł za stołem, rozpoczęły się opowieści a przechwałki o czynach walecznych. Wznoszono puchary, zaś trefnisie sztuczki dziwne, a ucieszne zaczęli wyczyniać. Nagle pośród wesołej zabawy rozległy się tony dalekiej i rzewnej melodii. Płynęły w nocnej ciszy niczym zjawa senna, aż dotarły do uszu króla. Umilkli zaskoczeni dworzanie, słuchając tak niecodziennej muzyki, a ona tymczasem to cichła, to znów wznosiła się gwałtownymi tonami pełnymi skarg i wyrzutów, niczym pokrzywdzone dziecko. Gdy zaś umilkła zakłopotany król zapytał:
- cóż to za tajemniczy grajek, panie wójcie? Wszak nigdy o nim nie słyszałem, a gra niczym najlepszy mistrz z mojej kapeli!
- To zwykły pastuch, jaśnie panie!
- Nic to, przyprowadźcie go, niechaj nam zagra!
Zaczęto szukać Janka. Jakoż wkrótce przestraszony, stanął przed królem.
- Graj chłopcze, a złotego dukata dostaniesz! – zawołał król.
Wyjął Janko zza skromnej sukmany fujarkę, do ust podniósł i zagrał. Ledwie zabrzmiały pierwsze tony, gdy ryk straszliwy się rozległ. Zadrżała czerń nocy, pobledli na odgłos ten rycerze. Ryk powtórzył się raz i drugi i nagle pośród pierzchającego tłumu dwanaście lwów stanęło przed królem. Spojrzał król zdumiony, a widząc, iż lwy są posłuszne na każde skinienie Janka, zawołał:
- Ho, ho! To ci dopiero pastuszek! Królewski łowczy lepszego stada nie pilnuje. Oj, wójcie, coś mi się widzi, że wiele rzeczy przede mną ukrywacie.
Wójt na te słowa skłonił się tylko, sam bowiem nie mniej od króla był zaskoczony. Tymczasem cisza po królewskich słowach zapadła, a ośmielony Janko grać i opowiadać zaczął. I tak, słowo po słowie dowiedział się król wszystkiego. A gdy Janko skończył i na oczach wszystkich potężne lwy w skromne owieczki się zamieniły, zdumienie zebranych było tak wielkie, że sam król jegomość powstał i rzekł:
- To, że tak dzielnego młodzieńca możemy gościć, chwały nam tylko przysparza. Od dzisiaj zatem pasowany będziesz na rycerza, a cały obszar ziemi, którą od złej bestii oswobodziłeś należeć będzie do ciebie! – to mówiąc dobył miecza i po trzykroć Janka w ramię uderzył.
Padł biedny pastuch do stóp króla, wierność i posłuszeństwo na wieki przyrzekając. I na tym opowieść naszą można byłoby zakończyć. Dodać by tylko należało, że w miejscu, gdzie zginął potwór, rycerz Janko założył później osadę i wybudował kościół, na którego drzwiach umieścił dwanaście lwich głów. Sama zaś osada nazwana została Klwowem na pamiątkę lwów, które pokonały smoka.
- cóż to za tajemniczy grajek, panie wójcie? Wszak nigdy o nim nie słyszałem, a gra niczym najlepszy mistrz z mojej kapeli!
- To zwykły pastuch, jaśnie panie!
- Nic to, przyprowadźcie go, niechaj nam zagra!
Zaczęto szukać Janka. Jakoż wkrótce przestraszony, stanął przed królem.
- Graj chłopcze, a złotego dukata dostaniesz! – zawołał król.
Wyjął Janko zza skromnej sukmany fujarkę, do ust podniósł i zagrał. Ledwie zabrzmiały pierwsze tony, gdy ryk straszliwy się rozległ. Zadrżała czerń nocy, pobledli na odgłos ten rycerze. Ryk powtórzył się raz i drugi i nagle pośród pierzchającego tłumu dwanaście lwów stanęło przed królem. Spojrzał król zdumiony, a widząc, iż lwy są posłuszne na każde skinienie Janka, zawołał:
- Ho, ho! To ci dopiero pastuszek! Królewski łowczy lepszego stada nie pilnuje. Oj, wójcie, coś mi się widzi, że wiele rzeczy przede mną ukrywacie.
Wójt na te słowa skłonił się tylko, sam bowiem nie mniej od króla był zaskoczony. Tymczasem cisza po królewskich słowach zapadła, a ośmielony Janko grać i opowiadać zaczął. I tak, słowo po słowie dowiedział się król wszystkiego. A gdy Janko skończył i na oczach wszystkich potężne lwy w skromne owieczki się zamieniły, zdumienie zebranych było tak wielkie, że sam król jegomość powstał i rzekł:
- To, że tak dzielnego młodzieńca możemy gościć, chwały nam tylko przysparza. Od dzisiaj zatem pasowany będziesz na rycerza, a cały obszar ziemi, którą od złej bestii oswobodziłeś należeć będzie do ciebie! – to mówiąc dobył miecza i po trzykroć Janka w ramię uderzył.
Padł biedny pastuch do stóp króla, wierność i posłuszeństwo na wieki przyrzekając. I na tym opowieść naszą można byłoby zakończyć. Dodać by tylko należało, że w miejscu, gdzie zginął potwór, rycerz Janko założył później osadę i wybudował kościół, na którego drzwiach umieścił dwanaście lwich głów. Sama zaś osada nazwana została Klwowem na pamiątkę lwów, które pokonały smoka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz