Do tego zamku zajechaliśmy całkiem przypadkiem. Wracając z Krynicy, gdzie przebywała w sanatorium nasza babcia, postanowiliśmy, jak zwykle, coś po drodze zwiedzić.
Google Maps JavaScript API v3 - Twoja pierwsza mapa
-->
Nasz wybór padł na Krzyżtopór.
Ujazd na mapie google
Współrzędne GPS:
N 50°42'50,95''
E 21°18'37,26''
<!-- Miejsce wyświetlenia mapy
Po prostu cudeńko. Jak na razie jest to zdecydowanie najpiękniejszy zamek jaki do tej pory zwiedziliśmy. Tak dobrze zachowane ruiny, tyle zakamarków, przejść, pięter...... Wszyscy byliśmy zachwyceni. Tutaj po prostu czuje się ducha średniowiecza :)
Stosunkowo mało ludzi i tak wiele do obejrzenia.
Tylko chodzić i zwiedzać.Podziwiać kunszt dawnych budowniczych i ich unikalną technologię, dzięki której takie perełki przetrwały do dnia dzisiejszego.
W takiej wieży chyba dałabym się zamkąć :)
A po tych murach straszyć po nocach jak jakaś "biała dama"
Można także po prosu spacerować.
Ruiny zamku nietypowe, więc i historia opowiedziana będzie nietypowo: Jej autorem jest Franciszek Ksawery Bartkowski, rolnik i folwarczny zarządca; z zamiłowania był historykiem i domorosłym literatem. Urodził się w 1832 r. w Ujeździe, a zmarł w 1911 r. w pobliskim Klimontowie. Brał udział w powstaniu styczniowym za co był dwa razy aresztowny. Napisał min. "Pogadanki Rolnicze" wydane po dopiero jego śmierci w 1925 r. i "Dożynki", które ukazały się w 1927 r. Obie książki wydał w Warszawie syn autora Adam Bartkowski.
W "Dożynkach"- długiej epeoei napisanej ok.1882 r.- autor umieścił dwa rozdziały poświęcone Krzyżtoporowi pt. "Zamek" i"Legenda". Bartkowski posiadane wiadomości historyczne i legendowe połączył w jedną wierszowaną opowieść i włożył ją w usta przewodnika, kasztelana Ludwika Łempickiego, który podczas dożynkowych uroczystości oprowadza swoich gości po romantycznych ruinach (niczym Klucznik Hrabiego w "Panu Tadeuszu" A. Mickiewicza) wniesionych w wianie przez żonę pochodzącą z Sołtyków. Galicyn często gościł u Łempickich w Plancie.
Wierszowana opowieść (Krótka Historia Zamku Krzyżtopór w Ujeździe).
Ale panowie długo bawią dziś w Ujeździe,
Spacerują po zamku w Ossolińskich gnieździe.
Kasztelan na usilne prośby Galicyna,
Historyję owych ruin wywodzić poczyna:
"Postawił go na skale Krzysztof Wojewoda,
Ossoliński, jak wówczas wymagała moda -
W kształcie orła. Broniły go wały wysokie
Od najścia nieprzyjaciół i fosy głębokie.
Pięciokątną figurę miała ta budowa,
Co się tak przedstawiało: brama jako głowa,
Dwie baszty niby skrzydła, a dalej dwie drugie
Wyglądały jakoby orle nogi długie,
Środek budowli - korpus, a z zachodniej strony
Okrągła sala niby ogon roztoczony".
"Baszt cztery przedstawiały cztery pory roku,
Dwie z jednego, a zaś dwie z drugiego znów boku.
Sal ogromnych rozmiarów, ni mniej ani więcej,
Tyle ich było, co w roku miesięcy.
Pokoi rozmaitych i przyjemnych oku
Tyle było w tym zamku, co tygodni w roku.
Okien różnych rozmiarów, taki gmach wspaniały
Tyle ich miał, z ilu dni rok składa się cały".
"Do bramy most prowadził przez fosę rzucony,
Lecz tylko do połowy - niby nieskończony,
Na silnych był arkadach, próżny do połowy,
Gdy bramę otworzono, to most był gotowy.
Żelazną bramę na noc gdy się zamykało,
To w tym czasie pół mostu zawsze brakowało,
Odźwierny, kiedy czynność otwierania spełniał,
Zarazem i czynności mostowej dopełnił".
"Po prawej stronie bramy, w ścianę wmurowany,
Jaśnieje krzyż ogromny, z kamienia ciosany.
Po lewej wielki topór - klejnot Toporczyków.
Nad wejściem, na tablicy jest parę wierszyków:
"Krzyż jest nasza obrona, krzyż nasza podpora,
W nim nadzieja, dziatecki naszego Topora".
Przy toporze tablica, poniżej tych wierszy,
Na niej rok tysiąc sześćset trzydziesty i pierwszy".
"Na bramie był u szczytu zegar umieszczony;
Dwóch murzynów młotami biło silnie w dzwony,
Czarni jako szatani, kręcone czupryny,
Jeden bijał kwadranse, drugi znów godziny.
A nawet zdawało się, że cyferblatami
Patrzył na wszystkie strony, jak orzeł oczami."
"Przez bramę na obszerny wchodzi się dziedziniec
Urównany calutki, jak bity gościniec;
Dawniej go tratowały husarskie kopyta,
A dziś na nim Krynicki zasiał korzec żyta".
"Naokło dziedzińca stajnie rozłożone
W suterenach, w ten sposób były urządzone:
Koń każdy był w framudze skryty do połowy,
Miał żelazną drabinkę i żłób marmurowy.
Nad żłobami zwierciadła umieszczone, aby
Miały się w czem przeglądać spasione araby.
W każdym miejscu porządek, czystość i wygoda,
Do stajni koniom sama dopływała woda,
Służba tylko w południe, wieczorem i rano
Sypała w żłoby owies zakładała siano".
"Były oprócz głównego, dwa dziedzińce małe,
Dziś krzewami dzikiemi zarośnięte całe,
Co nawet zwiedzającym swobodę utrudnia.
Jeden był od północy, drugi od południa.
Z pierwszego wchodziło się do głównej piwnicy,
Z drugiego do wspaniałej, zamkowej kaplicy.
Tu też była "wycieczka", którędy załoga
Zamkowa wychodziła, napadając wroga".
"Dalej były zbrojownie, składy, magazyny,
Kuchnie, różne komnaty dla licznej drużyny
Dworzan, kamerdynerów, lokai, furmanów,
A nad temi dopiero pokoje dla panów".
"Pod całym zamkiem lochy rozłożone składnie,
Jakie ich przeznaczenie - któż to dziś odgadnie!
W jakim celu pan zamku lochy te urządził?
Jak labirynt, gdzie niegdyś Tezeusz w nim błądził,
Tak i tu ciekawemu każdy zakręt zdradny.
Nie może się bez kłębka puszczać Aryadny,
Bo jeżeli podróżny tak się nie urządzi,
W podziemnych lochach z pewnością zabłądzi".
"Od wieków wieść przechodzi od ojca na syna,
Że lochami dojść można aż do Ossolina.
Dwa zamki dwaj magnaci z sobą połączyli,
Oddalone od siebie o półtorej mili.
Tym gościńcem podziemnym, czy to dniem czy nocą,
Przejeżdżał się pan zamku bogatą karocą.
Nie mogli nigdy wiedzieć sąsiedzi ciekawi,
Jak długo, w którym zamku Wojewoda bawi".
"Sale zamku, pokoje alfreska zdobiły.
Na zewnątrz znów napisy rymowane były.
Nie mógł czas zniszczyć zgłosek - stoi napis cały-
Choć trzy wieki okrągłe nad tem pracowały -
Ani ręka łupieżcy, ni wojenne burze.
Nawet w głównym dziedzińcu, na zewnętrznym murze,
"Są jeszcze wizerunki przodków - pod któremi,
Wielkimi literami, na murze rytemi,
Nazwiska, godność, stopień pokrewieństwa osób-
Jak oto pod tym właśnie jest napis w ten sposób:"
"Kordeckiemu, miłemu mnie Samuelowi,
Sławnemu husarzowi i wojownikowi,
W nagrodę waleczności ten napis się święci
Na wieki, w honor domu jego i pamięci".
W samym środku ostatni napis dygnitarza,
Złotemi literami te słowa wyraża:
"Ojczyźnie mojej miłej, województwu memu,
W honor pamięci bratniej, domowi całemu,
Ten zamek Wojewoda Krzysztof na Tenczynie
Ossoliński ukończył". Pamięć nie zaginie-
Dotąd jeszcze jaśnieje napis nie zatarty
I rok tysiąc sześćsetny czterdziesty i czwarty."
"Pod tą sala okrągłą studnia dla wygody,
Dostarczała zamkowi czystej, zdrowej wody.
Sala na samym szczycie miała sufit szklany,
Wokoło szklane ściany i dach także szklany.
Od studni aż do wierzchu urządzono rury,
Któremi wodę z dołu ciągniono do góry,
Sam przeto strumień wody dopływał obficie.
Pływały złote rybki po szklanym suficie.
Gdy goście w uroczystość bawili domową,
Widzieli jak im ryby pływały nad głową".
"Wszystkie odrzwia pokoi, gzymsy kominkowe
Z alabastru rzeźbione albo marmurowe.
Dziś jeszcze widzieć można owych ozdób szczątki,
O wspaniałości zamku świadczące pamiątki".
"Cała strona zachodnia na znacznej przestrzeni
Ogrodzona wokoło nasypem z kamieni,
To jest wałem z bramami na wszystkie trzy boki;
A wał taki, mniej więcej, sześć łokci wysoki
Zakreślał wielki ogród, gdzie bogini Flora
Roztaczała swój warkocz z rana do wieczora.
W ogrodzie znów altany, latem dla ochłody;
Resztę uzupełniały wiszące ogrody.
Widocznie róż najwięcej było w tym ogrodzie;
Najbardziej się podobał ów kwiat Wojewodzie;
Taki z mroków przeszłości wniosek się dobywa,
Gdyż lud dziś jeszcze ogród "różańcem" nazywa.
"Gdzieś stąpił, wszędzie cuda przepychu i sztuki,
Najpierwszych mecenasów gustu i nauki.
Wszystko się wysilało z rana do wieczora
Na upiększenie tego zamku Krzyżtopora".
"Lat trzynaście podobno zamek budowano,
I złotych pięć milionów gotówką wydano,
Oprócz wcale niepłatnych licznych robotników
I zabranych w czas wojen różnych niewolników".
"Któżby wtedy przewidział, że ten gmach wspaniały,
Takim kosztem wzniesiony, nie przetrwa wiek cały,
Że Skandynawów tłuszcza, bogactwem zwabiona
W swym barbarzyństwa szale zniszczenia dokona?
Nie myślał pewnie o tem Krzysztof Wojewoda,
Że syn jego jedyny, ta latorośl młoda,
Dla którego tak skrzętnie z ukończeniem spieszył,
Że tą drogą spuścizną nie będzie się cieszył;
Że majątek ulegnie takiej losu zmianie
I w ręce Kalinowskich przejdzie niespodzianie.
I następni dziedzice o tem nie wiedzieli,
Że w posiedzenie Paców przejdzie po kądzieli;
Od tych Kajetan Sołtyk, ów biskup krakowski,
Nabył zamek i cały majątek Plantowski
I oddał w posiadanie synowcowi swemu
Sołtykowi - Korony naszej Podstolemu.
- Mnie wreszcie ten majątek znaczny, niespodzianie,
Dostał się razem z zamkiem po Sołtykach w wianie"
"Powyższe arcydzieła budownictwa, sztuki,
Król ostatni, miłośnik kunsztu i nauki -
Stanisław Poniatowski, prawie ze łzą w oku,
Tysiąc siedemset osiemdziesiąt i siódmego roku,
Gdy już tylko ruiną świeciła budowa,
Oglądał smutne szczątki, jadąc do Krakowa".
"I z każdym rokiem więcej tych ruin ubywa,
Opadają sklepienia, a gruzów przybywa;
Czas pastwi się nad niemi, lecz nie może strawić,
I długo jeszcze, długo musi się zabawić,
Nim potężne ruiny ulegną losowi;
Długo się jeszcze będą opierać wrogowi,
Świadczyć o silnej woli swego fundatora
I bogactwie dziedzica zamku Krzyżtopora,
Którego dzieło, chociaż przechodzi w zniszczenie,
Dziś jeszcze wzbudza zachwyt, wprawia w podziwienie".
"Chociaż czas dziś urąga wspaniałej ruinie,
To niejeden zapewne wiek jeszcze przeminie,
A podróżnych wciąż wabić będzie ten zakątek.
Spodziewając się znaleźć przeszłości pamiątek,
W gruzach, jak w drugich Tebach, rozrzuconych wszędzie,
Tu zbłąkany wędrowiec poszukiwać będzie".
"Teraz tylko mchy, chwasty od dołu do góry,
Ochraniają od słoty te olbrzymie mury.
Po salach, kędy niegdyś posadzki błyszczały,
Dziś sosny, jarzębiny, bzy powyrastały;
Między temi agresty, poziomki, maliny,
Gdzie dziatwa letnią porą wyprawia festyny,
Pnąc się po starych murach, urządza zabawki.
Pokoje i komnaty zalegają kawki,
Wróble, szpaki, kobusy, puszczyki i sowy,
Gnieżdżąc się, wylęgają co rok zastęp nowy,
Który rojami z każdej wylatuje dziury,
Objąwszy w posiadanie przepotężne mury".
"Na wieży zamku bocian, wiecznie zadumany,
Śledzi w murach corocznie powstające zmiany -
Dziś pan ruin, o resztę troszczy się budowli,
Ilekroć razy z żerem powraca tu z Sowli,
Poważny, chciałby przejrzeć przyszłość niezbadaną,
Zakrytą przed wszystkimi tajemnicy ścianą.
Prawdziwy to filozof - któż temu zaprzeczy -
O znikomości ziemskich wciąż rozmyśla rzeczy;
Zdaje się, że przemówi, jeśli go zapytasz:
Vanitas vanitas et omnia vanitas."
"Ale powiedz nam jeszcze, panie Kasztelanie,
Co znaczy wyłom w wale, w tej zachodniej ścianie?"
Kasztelan zamyślił się głęboko, a potem
Rzekł:
"Wszyscy już z historyji dobrze wiemy o tem:
Gdy niecny Radziejowski tron i naród zdradził
I na zgubę ojczyzny Szwedów naprowadził,
A szlachta zamiast bronić Ojczyzny i Króla,
Garnęła się do Szweda, jak pszczoły do ula -
Szwed plądrował po kraju i łupił dzielnice,
Już nawet opanował obydwie stolice.
W własnym kraju, nie mając wiernej ziemi kąska,
Król, przez swych opuszczony, wyniósł się do Śląska.
Uganiał się za Szwedem sam Stefan Czarnecki,
A Częstochowy bronił ksiądz przeor Kordecki.
- Wtedy chytry Rakoczy ze swojemi hordy,
Przybył spiesznie do Polski na grabież i mordy.
Tu właśnie niedaleko, pod Iwaniskami,
Spotkał go Karol Gustaw ze swymi Szwedami;
Tam oto, na tych polach obóz rozlokował
I swego sprzymierzeńca w namiocie przyjmował,
A widząc ten w Ujeździe zamek przebogaty,
Zażądał od mieszkańców pieniężnej opłaty.
Z Iwanisk pod sam zamek Szwedzi się zbliżyli
Z rozkazem by natychmiast bramy otworzyli;
Kiedy jednak nieliczna zamkowa załoga
Nie chciała dobrowolnie w bramy puścić wroga,
Mówiąc, że tylko swojemu chce Królowi służyć,
Wtedy Szwed kazał zamek zrabować i zburzyć.
Długo się opierali przed Szwedów gromadą
Mieszkańcy tego zamku, męstwem, dobrą radą,
A kiedy nocną porą Szwedzi się pokładli
Spać, przez "wycieczkę" w wałach na obóz napadli.
Tam, gdzie stoi plebania, wpadłszy na nich społem,
Wysiekali znaczną liczbę Szwedów pod kościołem;
O tem świadczy ta góra głowami usiana,
Długo nie przykrytemi, nogami deptana,
Aż niedawno ksiądz pleban kazał je pochować
W tej górze kamieniami miejsce wybrukować"
"Po tej klęsce dopiero Szwed się przysposobił
Do szturmu, armatami wyłom w wale zrobił.
Załoga zaś, nie mogąc dłużej Szwedom sprostać,
Tą "wycieczką" podziemną miała się wydostać.
Wtedy zamek do szczętu złupili wrogowie,
A miejsce owo odtąd "ucieczką" się zowie."
LEGENDA
Kiedy wszystko zwiedzili, wśród miłej gawędy,
Pyta książę Galicyn: "są też tu legendy?...
- Tyle starych ruin w swem życiu zwiedzałem,
A zawsze się z ciekawą legendą spotkałem".
Na to rzecze Kasztelan:
"Są i tu mój książę,
Zwykle do starych ruin legenda się wiąże.
Dobre żyje w pamięci - prawda to jest święta -
Ale złe jeszcze dłużej lud prosty pamięta.
I tu, kiedy wędrowiec wstąpi na te wały,
Będzie mu pokazywał i duży i mały
Trumnę blisko tej sali, gdzie według podania
Nieraz życie zawisło od psiego szczekania...
Gdzie podobno niejeden oddał Bogu duszę,
Co słyszałem z ust ludu, powtórzyć wam muszę".
"Kiedy jeszcze ten zamek i jego pokoje
Panów, dworzan i służby zapełniały roje,
W pobliżu tej sali, sterawszy wiek młody,
Mieszkała stara panna, krewna Wojewody
Złośliwa, którą niegdyś, pewnej życia wiosny,
Spotkał zawód nielada, bo zawód miłosny.
A taki ziębi serce i uczucia studzi!
Więc panna od tej pory czuła wstręt do ludzi.
Cierpieli na tem wielce słudzy i poddani,
Gdyż nie mogli dogodzić w niczym owej pani.
Nie lubiła nikogo ta jędza niesyta,
Tylko pieska białego, swego faworyta,
Który jej przez dzień cały na krok nie odbieżał,
A gdy siadła w fotelu, on u stóp jej leżał.
Piesek ów, w jej mniemaniu, złych ludzi poznawał -
Gdy kto przybył do pani, on na nogi wstawał,
Obchodził przybyłego, węszył z każdej strony,
Jeżeli nie zaszczekał - człowiek był zbawiony,
Na kogo zaszczekał ten piesek złośliwy,
Znaczyło, że przybyły pani nieżyczliwy.
Wtedy na rozkaz pani brali go siepacze...
Nie pomogły błagania, prośby ani płacze,
Pakowali do turmy, a tam na dnie lochu
Jęczał, głodem morzony i konał po trochu.
Długo się powtarzały takowe zabawy,
Aż im koniec położył wreszcie dramat krwawy".
"Przybył do starej panny dworzanin z daleka.
Ledwie stanął na progu, już nań piesek szczeka.
Pani, wedle zwyczaju, dzwoni na siepaczy -
Dworzanin wiedział dawno, co ów dzwonek znaczy.
Na kogo pies zaszczeka, ten będzie karany,
Więc na takie przyjęcie był przygotowany -
Pierwej, zatem nim służba przybyła zamkowa,
Dworzanin się załatwił - spadła pani głowa.
Nie miał czasu zaszczekać piesek po raz drugi,
Poginęli od miecza - pani, pies i sługi.
Do lochu tego, miejsca cierpień i rozpaczy,
Zwalił ciała pani, psa i dwóch jej siepaczy.
W ten sposób zamek cały uwolnił od katów,
Siadł na koń i do swoich pojechał kamratów.
Bił się potem lat cztery ów dworzanin śmiały
Za ojczyznę, aż wreszcie legł na polu chwały."
"Jest podanie, że w murach, bogate, obfite,
Na podźwignięcie zamku skarby są ukryte:
Za potrójnemi drzwiami te skarby schowane,
Każde drzwi na trzy zamki szczelnie zamykane.
Pierwsze drzwi są żelazne, a drugie dębowe,
Z masywnych zbite bali, trzecie jesionowe;
Na tych krzyż wyrobiony, na jednej połowie,
Na drugiej wielki topór zrobili majstrowie.
Kto odkryje to miejsce i aż tutaj zadzie,
Trzy klucze zawieszone na pierwszych drzwiach znajdzie,
Wszystkie trzy bardzo duże, misternej roboty:
Żelazny, drugi srebrny, a zaś trzeci złoty.
Tych kluczy, jak wieść niesie, przeznaczenie takie:
Każdy klucz ma otwierać trzy zamki jednakie,
Żelazny - drzwi żelazne, srebrny drzwi dębowe,
A klucz złoty otwierać będzie jesionowe.
Za temi są trzy beczki rzędem ustawione
I pieniędzmi po same brzegi napełnione.
Pierwszą złotem napełnił pan zamku bogaty,
W niej też są same potrójne dukaty;
W drugiej srebrne talary, trzecia pełna miedzi.
Ale na tych beczułkach jakieś licho siedzi:
Kiedy śmiałek tam wejdzie - drzwi szybko zatrzaśnie-
A lampa lub pochodnia sama mu zgaśnie;
Ozwie się śmiech szatański wśród siarki zapachu,
Wtedy śmiałek omdlewa i ginie ze strachu.
Mówią, że skarby owe w lochu umieszczone,
Okrutną krzywdą ludzką były zgromadzone,
Więc też podobno nikt ich nie dostanie,
Nie znajdzie, aż się zadość ludzkiej krzywdzie stanie."
Niezwykła i monumentalna budowla w Ujeździe w swym założeniu miała zapewne świadczyć o bogactwie fundatora, a imię jego wpisać w historię kraju. O jej wielkości świadczy fakt, iż przed powstaniem Wersalu był to największy kompleks pałacowy w Europie. Symbolizując trwanie w czasie potężnego rodu Ossolińskich, stał się odbiciem kalendarza: miał tyle okien ile dni w roku, tyle komnat ile tygodni, tyle wielkich sal ile miesięcy, wreszcie tyle baszt ile pór roku. Konie w stajniach jadały z marmurowych żłobów, przeglądając się w kryształowych lustrach. W jednej z wielkich sal rolę sufitu spełniało akwarium, w którym pływały egzotyczne rybki. Wieżę, gdzie znajdowała się owa sala zbudowano na źródle, z którego po dziś dzień wypływa woda. Na ścianach budowli umieszczono galerię przodków i osób pokrewnych rodzinie Ossolińskich, co miało świadczyć o potędze rodu oraz jego wielkich zasługach dla Rzeczpospolitej.
O sile obronnej Krzyżtoporu decydowała między innymi jego lokalizacja oraz nowożytne fortyfikacje bastionowe, co w sumie dać miało idealną niezdobytą twierdzę. Na miejsce jej lokalizacji wybrano cypel skalny wzniesienia otoczony z dwóch stron wąwozami, a z trzeciej podmokłym terenem wytworzonym przez ciek wodny. Dodatkowo cypel odcięty został fosą częściowo wykutą w naturalnych skałach. Na bastionach rozmieszczono stanowiska artyleryjskie. Wjazd po drewnianym zwodzonym moście dodatkowo zabezpieczała wysoka wieża, z której łatwo było razić ewentualnych atakujących. Jak podają legendy podziemnym korytarzem wiodącym pod zamczyskiem kursowały karoce do odległego o kilkanaście kilometrów zamku w Ossolinie.
Kronika rodzinna Ossolińskich wspominajeszcze jedną legendę: "w sierpniu roku 1649 obudził straż zamkową niesamowity tętent koni. Gdy stróże zamku spojrzeli w dół z murów, zobaczyli zamiast oddziału wojska jedynego tylko rycerza, w którym rozpoznano ówczesnego właściciela posesji Krzysztofa Baldwina. Po pewnym czasie otworzono mu bramę, lecz jeździec rozpłynął się we mgle. W jakiś czas później do Ujazdu dotarła smutna wiadomość, iż Pan zamku zginął w bitwie pod Zborowem na Podolu, gdzie Polacy wystąpili przeciw zbuntowanym Kozakom i Tatarom. Prawdopodobnie od tego czasu wielokroć widziano o zmierzchu lub w nocnej porze jeźdźca w husarskiej zbroi stojącego na murach."
W starym zamczysku pojawia się czasami inne jeszcze widmo: "krewna Wojewody Krzysztofa Biała Dama, której spotkanie nic dobrego nie wróży. Doświadczywszy w młodości miłosnego zawodu, stała się nieznośną jędzą kierującą się wstrętem do ludzi. Miała posiadać według legendy białego pieska, który w jej mniemaniu rozpoznawał złych ludzi. Toteż, gdy pojawił się w zamku człowiek, na którego zwierzę zaszczekało, natychmiast wrzucano nieszczęśnika do lochu, torturując i morząc głodem. Jeden z gości znający obyczaj pani, w momencie gdy pupilek zaszczekał, zgładził nieszczęsną pannę, zanim zdołała przybyć służba zamkowa, by wrzucić go do lochu. Nie całkowicie udało mu się uwolnić zamek od jędzy, bo czasem nocami pojawia się na murach wraz ze swym faworytem."