Suskowola – wieś w Polsce położona w województwie mazowieckim, w powiecie radomskim, w gminie Pionki.
Współrzędne obiektu
N 51.45662
E 21.48196
Bój Anieliński - Relacja uczestnika opisująca bitwę I Brygady Legionów pod Anielinem 22 X 1914 r.
Jesienny październikowy dzień.
Stał się on chlubą oręża polskiego, stał się dumą naszego młodego żołnierza, który zaświadczył w nim swą wartość bojową; stał się najbardziej wypieszczoną legendą, treścią pieśni żołnierskiej.
I nie można się dziwić. Okupiony sowicie krwią, pełen wrzawy bojowej, jęków najserdeczniejszych kolegów, pełen bohaterskich wysiłków własnych, pełen leśnego poszumu.... wżarł się w twardą żołnierską duszę.
Bataljon nasz - trzeci, powszechnie nazywany Śmigłego, kwateruje w małej wioszczynie w Podgórach. Kazano być w pełnym pogotowiu. Na noc zaciągnięto silne forpoczty. Świadomość odwrotu zaczęły przenikać powoli w dusze żołnierzy.
Po północy wraca kompanja pierwsza porucznika Kroka - Paszkowskiego z wywiadu bojowego, prowadzonego przez samego Majora (na Patków, Wole Policką, Laski, Garbatkę). O godzinie 8 rano zaalarmowano cały bataljon z wyjątkiem kompanji pierwszej, która po pracy z dnia poprzedniego tak była znużona, że żołnierze wprost ruszyć się nie mogli. Batalion więc w trzy kompanje: drugą - porucznika Zosika - Tessara, trzecią - porucznika Scewoli - Wieczorkiewicza i czwartą - porucznika Bukackiego- Burhardta, ruszył marszem ubezpieczonym na północ ku Czarnej. Major Śmigły pomimo zmęczenia dowodził sam bataljonem. Ubezpieczeniem kierował podporucznik Gintoft - Maciesza.
Droga prowadzi początkowo przez las, po kilku kilometrach wychodzi na bardziej otwarty teren. Po drodze mija nas bataljon majora Żymirskiego; saperzy regulują drogi i poprawiają mosty, jak twierdzą pod ciężką artylerję. Przez Czarną bataljon idzie ku Suskowoli, gdzie we dworze stał nasz sztab. Tu zatrzymuje się na godzinny biwak. W pełnym pogotowiu pozwolono zjeść żołnierzom połowę rezerwowych porcji (po jednej konserwie i po jednym sucharze) i rozdano z kuchen polowych czarną kawę.
Ubezpieczają silne placówki i patrole. Zdala dochodzą strzały karabinowe. Przychodzi kilka meldunków o patrolach nieprzyjacielskich; patrol austryjackich dragonów zameldował o stoczonej przed chwilą małej potyczce z patrolem konnym nieprzyjacielskim. Niektórzy twierdzą, że zauważyli sylwetki przejeżdżających kozaków.
Major zawezwał komendantów kompanji na krótką odprawę: w lesie pomiędzy Mireniem a Anielinem spodziewany jest nieprzyjaciel.
Koło godziny l po południu zarządzono zbiórkę i bataljon ruszył drogą na wschód w kierunku Patkowa. Na skraju lasu, ciągnącego się po obu stronach drogi, stał Komendant Główny ze sztabem i nasze wózki amunicyjne. Komendant zawezwał majora i dawał mu jakieś dyspozycje. W las bataljon zagłębia się z nałożonym bagnetem; poprzedza sieć patroli bojowych. Skręca, odrazu na północny-wschód, idąc na przełaj w kierunku Anielina. Las pełen uciekającej z dobytkiem ludności okolicznej. W ten sposób bataljon w schodach doszedł do rozległej piaszczystej polany, w środku której leży wieś Anielin; patrole wyszły z dyrekcją na środek wsi.
W Anielinie cisza. Strzały rozlegają nie na północny-wschód, a przesuwają się coraz bardziej ku wschodowi. Major wysyła patrole do Anielina wprost przez pole, by skonstatowały, w jakim stopnia zajęty jest przez Austryjaków. Cofnęły się one niebawem ostrzeliwane przez Moskali i przez Austryjaków, którzy nie byli uprzedzeni o naszym ruchu.
Major prowadzi dalej skrajem lasu, przechodzi łąkę moczarzystą, dzielącą las przebyty od Anielińskiego, kierując się na strzały, sądził bowiem, że wyjdzie na skrzydło rosyjskie. O jakieś 200 kroków od południowego rogu polany za sporym wzgórkiem zatrzymuje bataljon, by czwarta kompanja która chwilowo straciła kontakt, dołączyła. Tymczasem wysyła patrole: jeden z kapralem Zadorą - Bartoszewskim (poległy przy końcu bitwy) na skraju lasu ku Anielinowi, drugi z kapralem Nawrotem - Maksymowiczem (poległ w walkach w Lubelskim jako podporucznik piechoty) w głąb lasu na północny-wschód. Żołnierze są dobrej myśli. Z przejeżdżającego patrolu ułanów austryjackich wysyła kilka na poszukiwanie czwartej kompanji. Po kilkunastu minutach wracają, meldując, ze ją znaleźli i wskazali kierunek. Jednocześnie wracają patrole bojowe; pierwszy z meldunkiem, że w lesie powyżej Anielina znajdują się okopy rosyjskie, oparte lewym skrzydłem o drogę do Wólki Polickiej, z frontem do zachodniego skraju lasu; drugi, że natknął się na rowy ubezpieczeń bojowych bocznych, przytym został spostrzeżony i ostrzeliwany.
Rozmieszczanie okopów rosyjskich zagrażało całkowitym oskrzydleniem pozycji Austrjackich w Anielinie, które zwrócone były w kierunku północnym z małym odchyleniem ku wschodowi. Major postanowił nie czekać na czwartą kompanje i zaatakować odraza niezorientowanych jeszcze Moskali, narazie dwiema kompanjami.
Godzina druga
Kompanja czołowa - Tessara dostaje rozkaz zaatakowania nieprzyjaciela z boku, opierając się lewym skrzydłem o zachodni skraj lasu. Z pozostałą kompanją - Wieczorkiewicza podąża sani major w schodzie na prawo, żeby wpaść na skrzydło i tyły nieprzyjacielskie. Moskale jednak, jak się okazało, byli silnie ubezpieczeni z tej strony. Za chwilę bataljon znajduje się w sferze skutecznego ognia nieprzyjacielskiego. Ze spokojnego końca lasu, z ciszy niemal, przerywanej tylko odległymi gdzieindziej skierowanymi strzałami, naraz wpada w prawdziwe piekło ognia.
Kule moskiewskie biegną tuż nad głowami schylonych, biegnących naprzód żołnierzy, wściekłą wichurą; przenoszą niemal wszystkie, ścieląc jeno pod nogi, jak w dzień Bożego Ciała, gałązki sośniane. Tu i ówdzie pada ranny lub zabity; a reszta idzie naprzód niezłomną lawą.
Kompanja czołowa - Tessara dostaje rozkaz zaatakowania nieprzyjaciela z boku, opierając się lewym skrzydłem o zachodni skraj lasu. Z pozostałą kompanją - Wieczorkiewicza podąża sani major w schodzie na prawo, żeby wpaść na skrzydło i tyły nieprzyjacielskie. Moskale jednak, jak się okazało, byli silnie ubezpieczeni z tej strony. Za chwilę bataljon znajduje się w sferze skutecznego ognia nieprzyjacielskiego. Ze spokojnego końca lasu, z ciszy niemal, przerywanej tylko odległymi gdzieindziej skierowanymi strzałami, naraz wpada w prawdziwe piekło ognia.
Kule moskiewskie biegną tuż nad głowami schylonych, biegnących naprzód żołnierzy, wściekłą wichurą; przenoszą niemal wszystkie, ścieląc jeno pod nogi, jak w dzień Bożego Ciała, gałązki sośniane. Tu i ówdzie pada ranny lub zabity; a reszta idzie naprzód niezłomną lawą.
Już lewe nasze skrzydło starło się z wrogiem z pierwszej linji okopów, gdy prawe - Wieczorkiewicza, znalazło się w tak silnym ogniem karabinowym, niemal w jądrze rozstrzału, że posuwać się nadal nie może i wytrzymuje ogień na zajętej na ziemnym naturalnym wale pozycji, walcząc o przewagę ognia. Rozmieszczenie naszych sił począwszy od lewego skrzydła było następujące: dwa plutony z drugiej kompanji podporucznika Michałowskiego (pseudonim Wolski) i podporucznika Macieszy; dowodził tutaj porucznik Teassaro. Dwa następne podporuczników Wojsznera - Opielińskiego i Tatara - Trześniowskiego na razie w rezerwie kompanijnej. Dalej na prawo następowała luka, po której szły dwa plutony z trzeciej kompanji: podporuczników Rawicza - Mysłowskiego i Wyżła Ścieżyńskiego z wysuniętym na prawo wskos patrolem ubezpieczającym z kapralem Dowgierdem - Dzielińskim (poległ w bitwie pod Łowczówkiem). Dwa pozostałe plutony były użyte: jeden podporucznika Radońskiego do zgęszczenia lewego skrzydła, gdyż Moskale tam, jak niosły meldunki, trzebili porządnie naszych, drugi - podporucznika Beaulieu - Grefnera, do przedłużenia odcinka drugiej kompanji na prawo i nawiązania o ile możności łączności z odcinkiem kompanji trzeciej. Rezerwę bataljonową stanowić miała nadchodząca już kompanja czwarta. Plutony rezerwowe drugiej kompanji niedługo po rozpoczęciu ataku wchodzą w lukę zwiększającą się wciąż z powodu koniecznego angażowania się Wieczorkiewicza na prawo.
Pluton prawoskrzydłowy, podporucznika Ścieżyńskiego, melduje, że Moskale obchodzą wiszące w powietrzu jego skrzydło. Ponieważ będące na razie w ręku siły były w kontakcie z nieprzyjacielem, a czasu do stracenia nie było, major nakazuje wycofanie przedostatniego plutonu podporucznika Mysłowskiego i tym plutonem zagina zagrożone skrzydło ku wschodowi z frontem na oskrzydlających. Jednocześnie nadchodzi porucznik Burhardt i przedłuża jednym plutonem prawe skrzydło z dawnym frontem aż do południowo - zachodniego skraju lasu, od strony Patkowa, oraz zapełnia przestrzeń po przeniesionym dopiero plutonie. Przedłuża skrzydło pluton podporucznika Błażkiewicza, zapełnia lukę pluton podporucznika Zulanfa (pseudonim Dobiegł) W ten sposób front został mniej więcej ujednostajniony.
Bitwa zamieniła się w cały szereg poszczególnych walk, zależnych od poszczególnych dowódców odcinków. Szturm drugiej kompanji prowadzi porucznik Tessaro. Plutony podporuczników Macieszy i Michałowskiego rozpoczynają atak.
Michałowski z dobytą szablą zagrzewa swoich:Naprzód, za Polskę!" Wtym pada rażony śmiertelnie: podstępna kula wybuchowa wyrwała mu całą dolną szczękę. Ostatkiem sił usiłuje wyjąć rewolwer, by przerwać męczarnie, nie staje mu ich jednak.
Już dopadli pierwszych okopów. Moskale przerażeni nagłością szturmu rzucają broń, powiewają białymi chustkami. Zostawiają rozbrojonych słabszym, którzy pozostali nieco w tyle, sami za przykładem swego komendanta rzucają się naprzód,
Wtym postrzelony w bok pada porucznik Tessaro; unoszą go za wzgórek. Powstaje zamieszanie. Coraz pada któryś. Pomimo wysiłków podporucznika Macieszy, linja nie wytrzymuje ognia nieprzyjacielskiego; zaczyna się chwiać i cofać.
Rezerwowe plutony podporuczników Opielińskiego i Trześniowskiego poszły w lukę pomiędzy drugą i trzecią kompanją. Położenie zdawało się bez wyjścia. Wtym dopada do chwiejącej się tyralierki z resztą kompanji pluton podporucznika Grefnera.
Rzucono się znowu naprzód. Porucznik Maciesza, pada z przestrzelonymi obiema nogami; pluton obejmuje kapral Brzeszczot - Orłowicz (dziś podporucznik piechoty). Młody i dzielny oficer Radoński oddaje komendę plutonu sierżantowi Dylągowi (poległy w bitwie pod Kozinkiem), sam obejmuje dowództwo całego skrzydła, wybiega przed linję i śpiewając Hej, kto Polak!" porwał żołnierzy. Podjęli śpiew najbliżsi, ze śpiewem tym pobiegli po raz wtóry do szturmu, na drugi rząd ziejących ogniem okopów. Dopadli i rozpoczęli gospodarkę. Moskale z błaganiem o litość poddawali się. Jeńców odsyłano na tyły.
W tym czasie przychodzi rozkaz od majora by cofnąć się na poprzednie pozycje, obawiał się on bowiem stracenia łączności z lewym skrzydłem i odcięcia jego z tego powodu od całości. Rzeczywiście zauważono, że przez utworzoną z powodu zbicia się linji do szturmu przerwę, usiłują Moskale przedrzeć się na tyły. Radoński nakazuje cofnięcie się na stare pozycje. Żołnierze wycofują się powoli nieznacznym wgłębieniem. Sam wraz z Dylągiem i kilkoma żołnierzami odpiera wznowiony atak rosyjski; Orłowicz osłania skrzydło.
Za wzgórzem czekał z doniesioną amunicją sierżant Krogulec Demiańczuk (poległy w bitwie pod Łowczówkiem). Kilku bardziej zapalczywych żołnierzy, którzy nie dostrzegli cofania; dostało się do niewoli; rannych nie zdołano zabrać. Jeden z nich, Widzisz, rozbrojony i obrabowany, został wciągnięty do głębokiego okopu, gdzie go bardzo starannie sanitarjusz, jakiś Moskal opatrzył. Gdy Moskale przed wieczorem parci przez Austriaków porzucili okopy, zostawili naszego Widzisza, który na drugi dzień dowlókł się do swojego oddziału.
Moskale rzucili się do szturmu, zasileni rezerwami z Brzustowa biegli prawie całymi kolumnami naprzód. Silnym ogniowym kontratakiem powstrzymali ich nasi. Z olbrzymimi stratami cofnęli się do okopów.
Dalej na prawo trwa walka ogniowa. Na odcinku podporucznika Opielińskiego Moskale usiłowali przełamać nasz front, następnie oskrzydlić. I tu jednak szturm złamał się w naszym ogniu, oskrzydleniu zapobiegł wspomniany wyżej kapral Bartoszewski z patrolem, który celnymi strzałami kładzie przebiegających jednego za drugim.
Prawym skrzydłem wychodziły pozycje nasze aż na równinę piaszczystą pod Patkowem, za którym dalej w odległości przynajmniej kilometra, ciągnęły się znowu okopy, przez Austrjaków bronione. Nieosłonięty lasem pluton podporucznika Błażkiewicza, dostaje sio pod straszny ogień ręcznych i maszynowych karabinów, wytrzymuje cierpliwie ogień, okopując się pomału. Nagle ranny śmiertelnie w brzuch pada podporucznik Błażkiewicz. Nie traci przytomności, zachęca swych żołnierzy do wytrwania i wysyła meldunek, że sam niezdolny jest kierownictwa ogniem. Przychodzi porucznik Burhard i obejmuje dowództwo nad tą ważną pozycją. Wtedy Blażkiewicz odbiera sobie życie strzałem w serce.
Ostateczne rozmieszczenie naszych sił wyglądało jak następuje: lewe skrzydło plutony: Micha-łowskiego, Macieszy, Grefnera, dalej Radońskiego, prowadzony przez sierżanta Dyląga. Skrzydłem tym dowodził podporucznik Radoński. Środek stanowiły plutony: Opielińskiego, Trześniowskiego, Zulauta i Ścieżyńskiego pod dowództwem porucznika Wieczorkiewicza. Prawym skrzydłem: plutony Mysłowskiego i Błażkiewicza, kierował porucznik Barhardt. Rezerwę stanowiły dwa plutony czwartej kompanji, do bezpośredniej dyspozycji majora.
Moskale otrzymują wciąż posiłki z Brzustowa i posuwają się naprzód. Major otrzymuje zawiadomienie o nadchodzących rezerwach austryjackieh. Nakazuje więc ogólny atak. W niektórych odcinkach zyskaliśmy nieco na terenie. O godzinie 4-ej minut 30 nadchodzą rezerwowe linje kilku bataljonów (1- go, 13 - go i, o ile pamiętam, 20-go półków piechoty austryjackiej.
Z powodu dużych strat, zostawiając utrzymaną i zdobytą pozycję, nakazał major wycofanie się naszych oddziałów. Nie wszystkich w porę doszedł ten rozkaz: Podporucznicy Radoński i Opieliński porwani świeżą falą rzucili się znowu naprzód, biorąc licznego jeńca.
Późną już nocą zebrał się uszczuplony bataljon. Narazie nie można było doliczyć się trzeciej części. Major zarządził poszukiwanie rannych i zabitych. Poczym batalion zakwaterował częścią w Anielinie, częścią w Mireniu. Przed północą z pierwszej kompanji, kwaterującej w Suskowoli, przyszedł pluton podporucznika Zagończyka - Kieszkowskiego dla ubezpieczenia śpiących.
Straty tego dnia były duże. Z ogólnego stanu sił, będących w kontakcie z wrogiem, koło 300, zabitych zostało na polu 34, w tym dwóch oficerów. Rannych zebrano przeszło 50, w tym trzech oficerów. Prócz tego nie doliczono się kilkunastu, którzy prawdopodobnie dostali się do niewoli. Jeńców wzięto ogółem 217, w tym trzech oficerów.
Następnego dnia bataljon przemaszerował do Suskowoli, gdzie połączył się z pierwszą kompanją. Jeńców major oddał komendzie 13 półku piechoty austryjackiej (krakowski). Ten też półk uzupełnił nam amunicję.
Stąd pomaszerowaliśmy pod Laski.
Znaczenie bitwy Anielińskiej widoczne: major Śmigły nie tylko powstrzymał, ale i złamał w niej oskrzydlenie prawego skrzydła urwanej linji austryjackiej. Ile energji i woli musieli włożyć tu wódz i żołnierz świadczy to, że dla odrzucenia całkowitego Moskali, potrzeba było kilku rezerwowych bataljonów, aż trzech półków.
W polu, maj 1915 r.
Będę wdzięczna za jakiekolwiek informacje dotyczące dworku.
Nawet sami mieszkańcy Suskowoli niewiele wiedzą o tym dworku; nigdzie nie ma żadnych informacji na jego temat. Byłam tam dzisiaj i z dnia na dzień budynek niszczeje. Boczne ściany lada chwila się zawalą, a opieka Konserwatora Zabytków jest czystą fikcją.
OdpowiedzUsuńten dworek w suskowoli to byla naprwde duza posiadlosc bo zajmowala cala obecna "cyganowke" . teren tego dworku podobno ktos chcial odkupic i wybudowac tam jakis zaklad. moim zdaniem powinny sie znalesc fundusze na odrestaurowanie budynkow i powinien byc zrobiony jakis skansen lub muzeumupamietniajace historie suskowoli,
OdpowiedzUsuńDwór jest w tym momencie własnością prywatną. Wieść gminna głosi, że właściciele dworku przepisali go w testamencie kobiecie, która u nich pracowała. Na starość kobieta przeprowadziła się do Pionek, a w zamian za opiekę przepisała dworek prawdopodobnie obecnym właścicielom, którzy jednak nie wywiązali się ze swojej części umowy.
OdpowiedzUsuńW połowie XVIII w. posesorem Suskiej Woli (tak wtedy nazywała się wieś) był Stanisław Antoni Jaszewski herbu Lubicz, który tytułował się starostą suskowolskim, był też wcześniej wielkorządcą krakowskim. Zmarł o ile dobrze pamiętam w 1758 r. i został pochowany w Solcu nad Wisłą u OO. Reformatów. Jak się wydaje, ziemie te były wówczas własnością królewską.
OdpowiedzUsuńDwór ten należał do Jana Fetkowskiego, ród ten niestety wygasł wraz ze śmiercią ostatniego dziedzica. Z tego co wiem należał do dwóch czy trzech pokoleń tej rodziny. Także w roku 1915 zapewne był własnością tegoż właściciela.
OdpowiedzUsuńoryginalny dwor byl spalony gdzies na poczatku 19go wieku, poczem dworek byl oddawany w dzierzawe oficerom rosyjskim przed wkroczeniem austryjakow dzierzawca dworu byl o ile pamietam nijaki danielczuk a jego podkarbowym, czy jak kto woli zarzadca pan Paklerski, pisane w metrykach jako Pachlerski.Ojciec jego herbu Ostoja z kozienic o ile sie nie myle pohodzil i zostal wydziedziczon po Powstaniu Styczniowym. Pra dziadowie.Przed wejsciem austryjakow danielczuk uciekl.Po wejsciu austryjakow moj pra pra dziad byl powieszony we dzwiach kuchennyh i hlostany, mysleli oni ze przetrzymuje on kase dworska.Kolo dworu toczyly sie spore potyczki a zolnierze polegli pohowani byli za stara remiza.To po 1szej wojnie Pan Fetkowski i jego brat przszli tu ze wshodu, a po ih smierci przepisali dwor Pani Antosi nazwiska nie pamietam.Calom historje tego dworu zna moja babcia mieszkajaca na przeciwko Pan Pachlerski byl jej dziadkim
OdpowiedzUsuń36 year old Executive Secretary Kori Foote, hailing from Earlton enjoys watching movies like Joe and Lockpicking. Took a trip to The Four Lifts on the Canal du Centre and drives a Ferrari 250 GT. mozna zajrzec tutaj
OdpowiedzUsuń